Ocena 1 - samookaleczanie
Ocena 1.
Cały czas staram
się rozchwiać skostniały system edukacyjny. Jego głównym
rdzeniem jest ocenianie i ocena, która jest narzędziem w ręku
nauczyciela. Narzędziem, które nieumiejętnie użyte może mocno
zranić, a nawet skrzywdzić na całe życie.
Powtarzam też, że
ocena to jedynie pomiar wykonywany przez nas nauczycieli, a jak każdy
pomiar ocena jest obarczona błędem, tym bardziej dużym, że
stosujemy narzędzie o bardzo wąskim zakresie pomiarowym, oceniając
przy tym wielopłaszczyznowe cechy człowieka.
Dlatego w celu
zdemaskowania systemu edukacyjnego i oceniania, stosuję następujące
metody:
Sam wystawiam
uczniom maksymalną ocenę 6.
Rodziców namawiam
do akceptacji minimalnej dopuszczającej oceny 2.
Uczniowie natomiast
mogą się sami oceniać, wystawiając sobie jaką tylko chcą ocenę.
Okazuje się jednak,
że samoocena jest bardzo trudną umiejętnością, która wymaga
dużej samoświadomości.
Gdy ostatnio
zaproponowałem, aby uczniowie dokonali samooceny, to większość
wystawiła sobie 6, 5, nieliczni 4. Ale pojawiły się dwie 1.
Domyślając się,
że jest to próba prowokacji, nie kwestionowałem takiego wyboru.
Uczniowie wiedzą, że nie grozi im zła ocena na koniec roku, ale z
jakiś względów chcieli się ocenić na ocenę 1.
Ale aby być
słownym, wpisałem proponowane oceny do dziennika.
I tu zdarza się coś
co skłania mnie do napisania niniejszego wpisu.
Po sekundzie od
wpisania oceny 1 do dziennika elektronicznego, uczeń otrzymuje SMSa
o otrzymanej ocenie. Jest to zrozumiałe, gdy ma w systemie
zarejestrowany swój numer telefonu.
Ale po kolejnych
kilku sekundach otrzymuje kolejnego SMSa.
Pisze do niego mama:
„Za co ta JEDYNKA!”.
Gdzie tu jest własna
kontrola nad swoim życiem? Gdzie indywidualna relacja
uczeń-nauczyciel?
Dotykamy tu problemu
nadmiernej kontroli.
I od razu zaczynamy
kojarzyć fakty, dlaczego uczeń tak permanentnie kontrolowany
zechciał samoocenić się na ocenę 1.
Samoocena na 1 to
analogia samookaleczania, samodestrukcji, samowyniszczenia.
Gdy czytałem o
zaburzeniach odżywiania, to jedną z głównych przyczyn jest
nadmierna kontrola rodziców, nad życiem młodego człowieka, gdzie
bardzo często zaburzona jest relacja pomiędzy matkami, a ich
córkami, wśród których zaburzenia odżywiania przeważnie mają
miejsce.
Człowiek nie mając
przestrzeni nawet na samodzielne oddychanie, gdyż wszystko jest pod
kontrolą, decyduje się, że będzie kontrolował chociaż
przyjmowanie przez siebie pokarmów.
I tak
samowyniszczanie, samookaleczanie (które ma także cechy redukcji
napięcia), jest wołaniem o możliwość samokontroli.
Ta analogia nasunęła
mi się, gdy uczeń w sytuacji samooceny wystawił sobie ocenę 1.
Pamiętam czasy,
kiedy rodzice dowiadywali się o moich ocenach raz na kwartał, a
uwagi za zachowanie w dzienniczku, albo próbowałem wyrwać, albo
prosiłem starszą koleżankę o podrobienie podpisu mamy. Dziś,
rodzice dzięki technice czyhają na oceny w każdej chwili, w każdym
momencie.
I nie ma zmiłuj,
nie ma szans na poprawę, na naprawę błędu, na samodzielne
negocjacje z nauczycielem.
W ciągu 4 sekund
nie da się niczego naprawić, nim dojdzie do nas SMS o treści „za
co ta JEDYNKA!”.
Po dokonanej
samoocenie uczniów, pytam się ich o szczerą samoocenę, szczerą
wobec siebie.
Nie wykonaną pod
presją rodzica, który da nowego smartfona, deskorolkę, czy inną
nagrodę, ani też tego, który ukarze za jedynkę, zabraniem
kieszonkowego.
Wtedy okazuje się,
ze 6, 5 obniżają się do 4, 3.
A te
samookaleczające JEDYNKI stały się nagle CZWÓRKAMI.
To świadczy, że
jednak dzieci mają bardzo dużo samoświadomości, w jakim CYRKU
występują.
To jedna z tych
rzeczy, które daje mi ogromną nadzieję, że system edukacyjny nie
jest w stanie zdeprawować racjonalnego umysłu młodego człowieka.
Przytoczę tu
kolejne porównanie.
40 lat temu gdy
jechałem na kolonie, to jedyną informacją dla rodziców, była
wysłana z koloni kartka pocztowa, która z reguły dochodziła do
domu już po powrocie z koloni.
A dziś.
Już w autokarze
dziecko jest bombardowane SMSami, „jak ci się jedzie”, „czy
smakują ci kanapki”, „pij dużo wody”, „czy wziąłeś
awiomarin”, „jacy są nowi koledzy”. A później.
„Jak jest na miejscu”, „czy macie czysto w pokojach”.
„Jak jest na miejscu”, „czy macie czysto w pokojach”.
I niech no tylko
dziecko zapomni naładować baterię w swoim telefonie, to już
pojawia się 100 telefonów do organizatorów wycieczki.
Nadmierna kontrola.
Skutkuje ona
naciągnięciem sprężyny w dziecku, która niekontrolowanie może
się rozprężyć.
To też znany
syndrom, uwolnionych nastolatków spod nadmiernej kontroli
rodzicielskiej, wychowanych w młodzieńczym celibacie, którzy gdy
poczują wolność idą w tan, zachodząc niejednokrotnie w ciążę.
Na złość mamie
odmrożę sobie uczy.
Szkoda, że tego nie
rozumiemy i pozwalamy naszym dzieciom dokonywać samookaleczeń
przysłowiową JEDYNKĄ, która staje się małym skrawkiem ich
WOLNOŚCI, w różnych aspektach ich WŁASNEJ rzeczywistości.
Marcin Stiburski
Marcin Stiburski