Jak dobrze, że to nie ja


Jak Dobrze, że to nie ja.
Naturalną sytuacją jest, że w grupie zauważamy kolorowych, krzykliwych, liderów. Ilu ich jest? Zastanawialiście się czasami? Maksymalnie 30%. W takim razie co z resztą? Reszta to szara masa, milczących, nieobecnych. Dlaczego milczą, dlaczego są nieobecni? Czy jest to ich pierwotna natura, natura dziecka i młodego człowieka?
Ci pierwsi pokazują siebie światu, czy to przez własne zaangażowanie, pracowitość, zaradność wynikającą z ich wewnętrznego impulsu. Inni są zmuszani do zaangażowania, pracowitości, zaradności. W obu przypadkach, przebijają się łokciami przez meandry systemowej matni.
Ale łączy ich jedno, mają relacje ze swoimi rodzicami, opiekunami. Albo zdrowe, wspierające, albo też chore, wymuszone, nadambitne, realizując niespełnione marzenia rodziców, opiekunów.
Ale te relacje są. I dzięki nim przechodzą z większymi lub mniejszymi sukcesami przez system.
Te osoby są tak zafiksowane na swojej drodze, drodze zdolności genetycznych, drodze własnej pracowitości i determinacji, drodze przymusu ambitnych rodziców, że nie dostrzegają otoczenia.
Ich uwaga skoncentrowana jest na ja tu i teraz.
I dobrze, macie do tego prawo, jesteście uczniami, którzy w ten sposób sobie radzą z systemem.
Ale zrozumcie mnie, nauczyciela, który patrzy na to szerzej.
Obok Was, zdolnych, pracowitych, przymuszanych, są inni. Inni, którzy nie są zdolni, którzy nie są tak pracowici, którzy nie są tak przymuszani.
Są opuszczeni.
Oni nie mając jednego z tych trzech przymiotów, dostają zadyszki, gubią się w gąszczu, samotnie próbują nie zatonąć w tej rozgrywce.
I nie mówimy tu o brutalnym świecie dorosłych, gdzie każdy jest kowalem swojego losu, ale o świecie dziewięcio, dziesięcio, dwunastoletnich dzieciach.
Dzisiejszy świat spowodował wzrost liczby rodziców niedojrzałych, przepracowanych, rodzin patchworkowych, które nie dają odpowiedniego wsparcia.
Dzieci w takim świecie są równie samotne, jak Oliver Twist z powieści Charlesa Dickensa.
Dzieci te same próbują stawić czoła problemom, które ich przerastają.
Bo gdy są jakiekolwiek relacje, to wtedy albo pracowitością, albo strachem i przymusem, albo po prostu z genów można osiągnąć w szkole sukces.
A gdy nie ma relacji?
Pracowitość i geny mogą wtedy nie wystarczyć. A strachu i przymusu po prostu wtedy nie ma.
Dzieci odnoszące sukces są zbyt małe i niedojrzałe, aby postąpić właściwie. I często swój sukces, będący wypadkową ich cech i relacji uznają za swoją wyłączną zasługę. I to rolą dorosłych jest, aby zareagować tu i zatrzymać je przed wejściem na drogę pychy.
Pychy, która pozwala mówić do tej reszty klasy, do tych dzieci pozbawionych relacji, a jednocześnie nie wyposażonych przez naturę w zdolności. „jak dobrze że to nie ja”.
Przypomina to nasze ludzkie zachowanie, kiedy patrzymy na tragedie ludzkie, na przykład choroby onkologiczne i myślimy, że „jak dobrze że się odpowiednio odżywiam i prowadzę zdrowy tryb życia”, „widocznie ci co zachorowali coś przeoczyli”.
Przez chwilę może się i zatrzymamy, wzruszymy, nawet wspomożemy. Ale chwilę później dalej biegniemy w pędzie szalonego świata.
Doświadczyłem w rodzinie choroby onkologicznej, doświadczyłem tego jak potrafi zatrzymać życie. Obserwowałem lekarzy, którzy byli wokół. Którzy doskonale wiedzą, że ta choroba to loteria.
Teraz znajduję ogromnie dużo analogii w świecie szkoły. Gdzie nauczyciel jest jak lekarz. Widzi tych zdrowych, którzy przychodzą jedynie na badania okresowe i tych co zachorowali na nowotwór. Nauczyciel, który rozumie, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Nasz uczeń nie ma wpływu jakich ma rodziców, jakie ma wrodzone zdolności.
Nauczyciel, który ostrzega tych, którym się wszystko gładko udaje, żeby nie byli pyszni. Cieszy się z ich sukcesów, ale chce ochronić tych, którym życie poskąpiło szczęścia. I uświadamiać będzie wszystkich, że fortuna kołem się toczy, i że złym jest mówienie „Jak dobrze że mnie to nie dotyczy”, lub „zasłużyli sobie sami, bo ja o to sam zadbałem”.
Takie słowa są jeszcze usprawiedliwione, choć też nieodpowiednie w ustach dorosłych.
Ale takie słowa są totalnie nieodpowiednie w świecie dziecka.
A tragiczne są w świecie dziecka samotnego.
 
Marcin Stiburski - Szkoła Minimalna

Popularne posty z tego bloga

Świadectwo z czerwonym paskiem

Petycja ONLINE i petycja dla urzędu MEN

Co szkodzi w szkole?