Korki

Korepetycje.

Spotkałem niedawno dwóch nauczycieli, którzy rozmawiali ze sobą na temat swojego zaangażowania w korepetycje. Myśl przewodnia rozmowy mnie poraziła. Im bardziej będziemy się starać uczyć dobrze uczniów w szkole, tym bardziej zepsujemy sobie kwitnący rynek korepetycji. Dlatego należy celowo uczyć w szkole na pół gwizdka, a później dyskretnie zaproponować uczniowi korepetycje, jeżeli sam na to nie wpadnie. I najlepiej jest wtedy nawiązać symbiotyczną relację korepetycyjną z kolegą po fachu, aby rynek nie ulegał rozproszeniu.

Rozmowa zasłyszana sprzed tygodnia, a wspomnienia takie jak z połowy lat 80-tych, kiedy moja rosjanka z TBO wysyłała mnie do swojej koleżanki z Topolówki. Zapewne tamta wysyłała swoich uczniów do mojej rosjanki.

Wiem, że nauczyciele mało zarabiają i dorobienie na korepetycjach to naprawdę niezły dochód. Wiem też, że wielu studentów całkiem spore pieniądze wyciąga z korków.

Ale rynek korków jak spirala lub jak korkociąg do korków, nakręcają coraz to wyższy poziom oczekiwań wobec naszych uczniów. Kiedy to w topowych liceach po prostu bez korków nie da się utrzymać na powierzchni. I nie chodzi o to, żeby jak na studiach były godziny konsultacji. Tu przede wszystkim powinna być przychylność nauczyciela, aby uczeń nie miał obaw i wewnętrznego oporu, żeby do takiego nauczyciela swobodnie się zgłosić.

Jednak jak często uczniowie słyszą „to jest trywialne, to jest oczywiste, czy ktoś jeszcze tego nie rozumie?”. Ilu uczniów będzie miało odwagę zgłosić swoją niewiedzę? Czy nauczyciel nie powinien być cierpliwy, ale czy też nie powinien prowokować uczniów do korzystania ze swojej cierpliwości? Czy nie powinien wręcz mówić: „Wiem, że niektórzy z was mogli tego nie zrozumieć, dopytujcie się, będę to cierpliwie tłumaczy nawet 1000 razy, a jak zajdzie potrzeba to i 2000 razy będę powtarzał.”

Zamiast tego usłyszą uczniowie znane wszystkim: „Czy ktoś tego jeszcze nie rozumie?”.

A później delikatna sugestia, że aby zaliczyć materiał, należy samemu przysiąść w domu, a może też wprost podanie telefonu, do osoby która doskonale zna nasz szkolny materiał.

Rynek korepetycji zadziwiająco kwitnie. A to jest świadectwo patologi naszego systemu edukacyjnego. Patologii takiej samej jak wizyty u specjalistów w służbie zdrowia, którzy po godzinach pracy w szpitalach dorabiają sobie na prywatnych wizytach.

I rozwiązaniem jest albo uwolnienie tego rynku i niech kwitną usługi guwernantów, a państwowa szkoła niech ograniczy się do egzaminu co roku, albo niech rynek korepetycji zostanie spenalizowany i byłoby wtedy tak jak Finlandii, którą czasami chcemy naśladować w dziedzinie edukacyjnej.

Musimy kontrolować nasze wydatki, bo zbytnio oszczędny w konsekwencji dwa razy płaci.
Raz z podatków na szkołę, drugi raz za korepetycje. Nie zapominając o naszych dzieciach, który kalendarz korepetycji szczelnie wypełnia ich tydzień nauki. I nie jest to nauka minimalna.


Marcin Stiburski - Szkoła Minimalna

Popularne posty z tego bloga

Świadectwo z czerwonym paskiem

Petycja ONLINE i petycja dla urzędu MEN

Co szkodzi w szkole?