Street View

Informatyka inaczej.

Kilka dni temu tu na grupie pastwiłem się nad programem z informatyki, na której uczenie w szkole w końcu doczekałem się zgody od kuratorium. Jako kilkunastoletni administrator sieci podchodzę do tematu praktycznie i nie mam w głowie uczenia dzieci części składowych komputera, przeliczaniem bajtów na kilobajty, megabajty, gigabajty. Mógłbym, zafundować im naukę poleceń DOS 4.01, wspomnieć pamięci expanded i extended.

Tylko PO CO?

Mam w klasie kilkoro dzieci z wschodnich krajów. Emigrowali tu do nas, tak samo jak my emigrowaliśmy na zachód w latach osiemdziesiątych. Rodzice starają się odnaleźć spokojniejsze i dostatnie miejsce na Ziemi, a dzieci nie rozumiejąc całej tej sytuacji, rzucone w obce im środowisko, walczą by utrzymać się na powierzchni, słabo znając język polski i tęskniąc za kolegami z ich ojczyzn.

Dużo się dzieje ma mych lekcjach przypadkiem, za którym podążam, gdy dostrzegę coś co przykuje moją uważność. Jedno dziecko emigrant, siedzi i patrzy przez okno w dal, oczy zeszklone. Podchodzę i pytam. Oczywiście odpowiada - nic mi nie jest. Drążę. Tęskni za domem. Gdzie. Pada miejscowość. Wesz co – mówię – pokażę ci jak tam wrócić.

Tłumaczę, jak włączyć mapy Google, jak uruchomić Street View. Podaje nazwę miejscowości, jest trochę problemów z bukwami. Jest. Zaczynamy szukać charakterystycznego miejsca. Pokazuję żółtego ludzika i…. strzał. Trafiamy na ulicę, drogi do szkoły. Tłumaczę obsługę myszą i odsuwam się.

Jednak nie na długo, dziecko wręcz krzyczy, „to moja szkoła, zobaczy pan”.

Zaczyna iść ulicą, zaczyna wracać, wracać do domu. Widzę spoglądając ukradkiem na ekran, jak przechodzi żółtym ludzikiem kolejne ulice. Nagle zatrzymuje się i widać nerwowość. Podchodzę i widzę, że samochód Google nie przejechał przez plac zabaw którędy wiodła droga do domu.

Pomagam przeskoczyć na drugą stronę do kolejnej wstążki ulicy.

A tam, po kilkuset metrach blok, zwykły wielorodzinny blok.

Nie.

On nie był zwykły, on jest niezwykły dla tego dziecka.

Widzę łzy, które stara się powstrzymać, ale to się nie udaje. Spadają na klawiaturę na lekcji informatyki. Całą lekcję patrzy i patrzy w szary blok.

To nie koniec.

Co kolejną lekcję informatyki dziecko to włącza Street View i patrzy na ten blok.

Nie mam sumienia uczyć to dziecko rodzajów dyskietek, czy rysowania w paint.

Łzy są już mocniej maskowane, ukradkiem wycierane.

Lekcja informatyki, nauka tej techniki, nauka korzystania z sieci, jest dla tego dziecka jedyną chwilą, kiedy może popatrzeć na swój dom.

Marcin Stiburski

Popularne posty z tego bloga

Świadectwo z czerwonym paskiem

Petycja ONLINE i petycja dla urzędu MEN

Co szkodzi w szkole?