Metoda widelca

Metoda widelca.

Metoda ta jest stosowana w szkołach w subtelny sposób, rzadko realizowana tak dosadnie jak w poniższym opisie. Bo obiektywizm oceniania jest zawsze subiektywny.
Przedstawię tu jej wersję maksymalną, którą raz jeden doświadczyłem sam na własnej skórze.

Na jednym z egzaminów na politechnice, na której studiowałem krótko przed studiami na uniwersytecie i fizyce, otrzymałem informację od starszych kolegów, że egzaminator ocenia metodą widelca. Polega ona na tym, że egzaminujący wbija widelec w stos prac egzaminacyjnych i te które się nabiją są pracami szczęśliwców, którzy ten egzamin zaliczyli.

Wydawało mi się to wówczas absurdalne, ale uznając informacje kolegów za prawdziwe, przygotowałem się do tego egzaminu solidnie.

Wziąłem też na ten egzamin papier samokopiujący, aby zachować kopię swojej pracy.

Będąc przekorny, zrobiłem to jednak ostentacyjnie, pokazując egzaminatorowi, że taką kopię zachowuję dla siebie.

Można byłoby się spodziewać rezultatu. Widelec w moją pracę się nie wbił.

Ale dysponowałem kopią pracy, którą wielokrotnie przestudiowałem i uznałem, że nie zasługuję na ocenę niedostateczną.

Egzaminator był doktorem, więc udałem się do jego przełożonego profesora, na konsultacje.

Ten po przejrzeniu pracy, powiedział mi, że zadania są poprawnie rozwiązane.

Jako narwany dwudziestoparolatek napisałem podanie do dziekana, o ponowne ocenienie mojej pracy. I rozpętałem wydziałowe piekło. Podanie przekazano do zastępcy kierownika katedry, czyli profesora który ocenił moja pracę pozytywnie, ten konsultując przekazał ją kierownikowi katedry, który był wówczas jednocześnie rektorem politechniki. Finalnie dużo pism, dużo rozmów, ale najważniejsza informacja pozostawała niezmienna. Nie możemy zakwestionować sposobu oceniania wykładowcy, uznając jego autonomię i proponujemy jedynie egzamin komisyjny.

Upierałem się, że egzamin komisyjny jedynie zweryfikuje moją wiedzę, w dniu jego odbycia, a nie dotknie tematu dla mnie istotnego, czyli sposobu ocenienia mojej wcześniejszej pracy.

Nie poszedłem na ustępstwa, w konsekwencji nie zdałem semestru, wziąłem papiery i przeniosłem się na fizykę na uniwersytet.

Mówię czasami tą historię swoim uczniom i informuję ich, że mam jako nauczyciel takie prawo, aby losowo wybranej osobie, ot tak postawić ocenę niedostateczną, na półrocze i koniec roku. Że mogę to zrobić totalnie jawnie, nawet informując resztę klasy o takim zamiarze i że nic nikt nie będzie mi w stanie nic zrobić.

Tak skrzywdzonemu uczniowi pozostanie jedynie egzamin komisyjny, który oczywiście zda, ale ten egzamin nie zachwieje moim wcześniejszym postanowieniem o wystawieniu oceny niedostatecznej.

Zawsze będę mógł powiedzieć, że uczeń wcześniej nie umiał, a na egzamin komisyjny w sposób niewytłumaczalny dla mnie zdołał opanować materiał. Wcześniej był leniem, ale w sytuacji stresowej się zmobilizował.

Metoda widelca jest niewiarygodnie skuteczna.

Dlatego dziś sam wbijam swój widelec w prace uczniów tak, że sięga blatu biurka i wiem, że nabite są na niego wszystkie prace. I ze spokojem mogę wystawić wszystkim ocenę 6.


Marcin Stiburski
Szkoła Minimalna

Popularne posty z tego bloga

Świadectwo z czerwonym paskiem

Petycja ONLINE i petycja dla urzędu MEN

Co szkodzi w szkole?