Chłopcy z placu broni



Chłopcy z placu broni.

Całe nasze dzieciństwo, dorosłość postrzegamy z perspektywy walki na śmierć i życie, walki o jakieś wymyślone trofea.

Porównujemy się, patrzymy kto jest lepszy lub gorszy.

Zakładamy znój, ból, rany, a później wmawiamy sobie według "zasady utraconych kosztów" jakie to wszystko było i jest wspaniałe, jakie to wszystko było i jest potrzebne, mimo że to nie pasuje nam, mimo że i nas i otoczenie krzywdzi.

Wmawiamy sobie, że skoro wyrośliśmy na wspaniałych ludzi, to np bicie nas w dzieciństwie się do tego przyczyniło.
Wmawiamy sobie, że ciężka, mozolna, stresująca szkoła, przyczyniła się do naszego sukcesu.

I dlatego gotujemy taki sam los naszym dzieciom, bo nie znamy innej rzeczywistości. Powielamy kalkę naszego trudnego dzieciństwa.

Dlatego dalej, albo bijemy dzieci, bo byliśmy bici, albo przyczyniamy się do ich piekła w szkole, bo sami takie piekło przeszliśmy.

Nie wyobrażamy sobie innej rzeczywistości.

W wypowiedziach "źle na tym nie wyszedłem" zapominamy o tych, którym coś źle poszło, którym życie przetraciło kręgosłup. O kolegach z naszej szkoły podstawowej, którzy nie mieli tyle szczęścia co my. Może już nie żyją z przepicia, może siedzą w więzieniu.
My się cieszymy, że to nie nas to spotkało, że to my kierujemy swym losem. Tamtymi gardzimy, mówimy że zasłużyli sobie na to.

Wspomnę tu swego kolegę z podstawówki, który nie uczył się dobrze, był tzw niegrzecznym uczniem i wiem, że miał trudno w domu.
Nie czytał książek, ale jedna z nich przypadła mu do gustu i przeczytał ją całą. To byli Chłopcy z placu broni.
Rozmawialiśmy o książce 35 lat temu na przerwie przed językiem polskim, pamiętam jego emocje.
Dlaczego to zapamiętałem.
Bo na lekcji języka polskiego ten kolega, co nigdy się nie zgłaszał, tym razem zgłaszał się jak szalony, ale z racji etykiety jaką mu przypisano, ani razu nie został wywołany do odpowiedzi i nie mógł się pochwalić pierwszą w życiu przeczytaną książką.
Z chwili na chwilę widziałem gasnącą nadzieję na możliwość udzielenia odpowiedzi i pochwalenia się przed klasą i nauczycielem swoją wiedzą.
Dziś kolega jest po kilku odsiadkach w więzieniu i jestem przekonany, że w tamtym momencie 35 lat temu złamano mu jego życie.

Dlatego mówię to co mówił Janusz Korczak, co mówił Alexander Sutherland Neill, twórca szkoły SummerHill.

Można stworzyć, naturalną dla dziecka szkołę.
Szkołę, która nie wbija młotem wiedzy do głowy.
Szkołę, którą z sukcesem skończą wszyscy bez wyjątku.
Szkołę, która nie niszczy wielu, których później wyrzucamy za margines, udając że ich nigdy nie było w naszym życiu.

Dlatego jestem wewnętrznie przekonany, że warto dążyć do zmiany współczesnej szkoły.

Przestać przykładać swoje ręce do krzywdzenia bardzo młodych niewinnych ludzi.

Mi na to moje sumienie nie pozwala.

Marcin Stiburski - Szkoła Minimalna

Popularne posty z tego bloga

Świadectwo z czerwonym paskiem

Petycja ONLINE i petycja dla urzędu MEN

Co szkodzi w szkole?