Nauczyciele Chodzenia w Szkole Chodzenia



Kto tak naprawdę uczy nasze dzieci?

Weźmy na przykład około dziesięciomiesięczne dziecko.
W tym okresie pojawiają się pierwsze próby stawania na własnych nogach.
Stanie na własnych nogach to kwintesencja samodzielności.
Od tego właśnie momentu rodzice mają kłopot z samodzielnym dzieckiem.

Wróćmy do dziesiątego miesiąca życia raczkującego dziecka.

Wyobraźmy sobie, że jakieś państwo wymyśla sobie Szkołę Chodzenia.
Szkoły tego typu są zarządzane przez Ministerstwo Kroków.

Do takich szkół musimy bez dyskusji zapisać wszystkie dzieci, w wieku dziesięciu miesięcy.
A w szkole, jak to w szkole są Nauczyciele Chodzenia.
Wykładają wszystkim raczkującym uczniom, jak należy stawiać pierwszy krok, jak zachować równowagę, jak uchronić się od zbicia kolana, kiedy można biegać, a kiedy można wyłącznie iść.
W szkołach tych uczy się budowy stawu skokowego i wpływu złego obuwia na zakrzywienie małego paluszka.

Nauczyciele Chodzenia uczą te zagadnienia wszystkie dzieci, niezależnie jak bardzo jeszcze lubią one raczkować.
Owszem inspirują dzieci, do chodzenia, przechadzając się między nimi, patrząc na nie z góry z perspektywy osoby stojącej na własnych nogach. Pokazują donośnie jak wartościowe jest chodzenie, jak cenna jest to umiejętność, jak wysoko można samodzielnie wejść na szczyty górskie.

Raczkujące dzieci patrzą z podziwem i przerażeniem na przedstawiane im informacje.
Nie wyobrażają sobie wspinaczki na ośmiotysięcznik na swoich małych nóżkach.

Ale cóż, Nauczyciel Chodzenia ma zawsze rację.

Nauczyciele Chodzenia roztaczają piękne perspektywy maratonów, pieszych pielgrzymek do świętych sanktuariów, czy też dbania o swoją wagę przez chodzenie po schodach zamiast jeżdżenia windą.
Mówią: „nawet nie wiecie gdzie dotrzecie z życiu na własnych nogach”.

Po tych słowach raczkujące dzieci są trochę zawstydzone, że jeszcze tak doskonale jak Nauczyciele Chodzenia nie potrafią chodzić.

Nauczyciele Chodzenia są bardzo krytyczni wobec postępów raczkujących dzieci, które to postępy są weryfikowane względem zatwierdzonego Programu Rozwoju Umiejętności Chodzenia.
Gdy dane dziecko nie realizuje tego harmonogramu jest karane surową oceną.

Dzieci boją się tych ocen i w stresie stawiają chwiejne kroki, cały czas zastanawiając się czy wykonują je właściwie.
Niektóre w tym stresie, zablokowane w rozwoju dalej raczkują.

Ale Nauczyciel Chodzenia nie zważa na to.
Program jest program i trzeba go zgodnie z harmonogramem tygodni życia dziecka zrealizować.

Problem jest taki, którego Nauczyciel Chodzenia i jego przełożeni w Ministerstwie Kroków nie dostrzegają.

Okazuje się, że niezależne badania przeprowadzone poza granicami opisanego tu kraju, pokazują niezbicie, że umiejętność chodzenia wykształca się samoistnie, we własnym tempie, indywidualnie u każdego dziecka. Nawet tego, które nie chodzi do Szkół Chodzenia i nie jest uczone przez wykwalifikowanych Nauczycieli Chodzenia.
W tym sąsiednim kraju dziecko potrzebę chodzenia, odkrywa samoistnie, chcąc osobiście penetrować, doświadczać przepiękny świat. Dziecko które ma w sobie ten naturalny, niespożyty napęd. Napęd samorozwoju.
I mimo wielu upadków na obolałe kolanka, to dziecko samo nauczy się przepięknie chodzić.
Zauważono tam, że do nauki chodzenia nie są potrzebni Nauczyciele Chodzenia oraz urzędy Ministerstwa Kroków, a jedynie otoczenie miłością młodego, ambitnego, twórczego dziecka. Utulenie czasami jego małych łez z powodu stłuczenia kolanka.

Nauczyciele Chodzenia traktują te doniesienia jako mit.
Są przekonani o skuteczności swoich wielowiekowych tradycji edukacyjnych.

Czy obcokrajowcy naprawdę istnieją?
Jeśli istnieją, to czy ich metody edukacji chodzenia są prawdą?

Jeżeli to prawda, to zadajmy sobie pytanie.
Po co są Nauczyciele Chodzenia?

Czy jacykolwiek nauczyciele są w ogóle do czegokolwiek potrzebni?

Marcin Stiburski - Szkoła Minimalna

Popularne posty z tego bloga

Świadectwo z czerwonym paskiem

Petycja ONLINE i petycja dla urzędu MEN

Co szkodzi w szkole?