8 godzin
„Jak
bardzo chciałabym w szkole jedynie uczyć”. Takie zdanie usłyszałem od
emerytowanej nauczycielki na niedawnej radzie pedagogicznej, która z
racji wakatów w szkołach podjęła ponownie pracę.
Tak uczenie jest naprawdę przyjemne i jest tą czynnością, która nas wabi do tego zawodu. Mnie również. Całe życie pracowałem jako administrator sieci komputerowej w urzędach skarbowych i trochę jako serwisant różnych elektroniczno mechanicznych urządzeń, ale uczenie okazało się na tyle przyciągające, że rok temu zostałem nauczycielem.
Z racji tego, że nawet nie jestem nauczycielem stażystą, wybrałem szkołę bez karty nauczyciela. Jest publiczna, dzieci mają naukę bezpłatną, ale ja jestem zatrudniony zgodnie z kodeksem pracy.
I mam w tej chwili 30 godzin lekcyjnych przy tablicy (45min) i 3 godziny zegarowych dyżurów na przerwach, oraz prowadzę edukację morską w tzw zespole.
Tak, w sumie, to gdy popatrzę na mój plan, to jest jedynie 28 godzin zegarowych tygodniowo.
Plus jakieś 6 rad pedagogicznych rocznie, oraz 6 spotkań z rodzicami.
Wieczorami odpalam librusa i czytam korespondencję, która zwyczajowo nauczyciele lubią pisać popołudniami. Sam wysyłam jej trochę do rodziców i do tych nauczycieli, którzy pominęli sprawdzanie obecności w klasie, w której jestem wychowawcą.
Całe życie byłem przyzwyczajony do pracy 40 godzin tygodniowo oraz popołudniami do myślenia czasami o pracy.
I wiecie co.
Mimo, wszechobecnego chaosu w szkole, tysięcy papierów, zwyczajowego tworzenia dupochronów, opinii i orzeczeń uczniów, które się wylewają z segregatorów, to pracuję zdecydowanie lżej niż kiedykolwiek wcześniej.
A co słyszę w pokoju nauczycielskim? Że jestem frajerem, który wziął 30 godzin lekcyjnych na barki. Kiedy to ja będę miał czas na dom? Jakoś jest teraz 8 rano, a ja piszę ten wpis siedząc w domu z kawą, kiedy to kilka lat temu już od pół godziny świadczyłem pracę dla pracodawcy.
Gdy kilka dni temu, siedziałem w pokoju nauczycielskim o 16:10 (straszne!) i czytałem orzeczenia, wszedł jeden z nauczycieli i zagadał mi chyba zwyczajowo, jak to jest nienormalne pracować w szkole o 16, takie zwyczajowe narzekanie. Gdy odpowiedziałem mu, że czuję się wyjątkowo komfortowo, bo jeszcze nigdy w życiu nie wychodziłem tak wcześnie z pracy i przez dziesiątki lat o 16 robiłem ostatnie kopie zapasowe danych w urzędach skarbowych, to myślałem że ze zdziwienia zejdzie i będę musiał go reanimować.
Tak w szkołach jest za dużo chaosu, za dużo dupochronów, za tłuste są sprawozdania.
Nie wiem dlaczego, ale zdecydowana większość stosuje się do zasad opisanych we wpisie o dupochronach. Więcej kartek, więcej treści, grubsze segregatory. Wtedy docenią moją pracę.
Dla przykładu opiszę tu orzeczenia dzieci.
Orzeczenia opisują trudności edukacyjne dzieci i zalecenia. Niestety są pisane językiem beletrystycznym. Piszą je orzecznicy, którzy są mentalnie także nauczycielami.
I powstają tłuste segregatory po kilkadziesiąt stron dla jednego ucznia.
Uczniów z orzeczeniami i opiniami pedagogicznymi jest obecnie w szkole ok. 7% populacji. I w pokoju nauczycielskim jest ok. 10 naprawdę tłustych segregatorów zapisanych kartka w kartkę beletrystyką nauczycielską.
Jestem fizykiem, mentalnie technikiem. Naprawdę można o każdym uczniu z trudnościami napisać pół stronicową tabelkę zaleceń. Niech ta tłusta dokumentacja będzie u pedagoga szkolnego, ale dla nauczyciela, który uczy przedmiotu niech pozostaną równoważniki zdań, to i to i to jest niezbędne.
Wtedy i przyswojenie będzie skuteczniejsze i ogromna korzyść dla ucznia. A zamiast 10 tłustych segregatorów, będę miał do przeczytania 30 stron tabelek dla uczniów całej szkoły. I co najważniejsze, zapamiętam to i będę stosował.
A tak uprawiana jest fikcja przyswajania tej tłustej informacji i podpisywania tabelek na początku tych segregatorów przyjęcia ich treści do wiadomości.
„Jak bardzo chciałabym w szkole jedynie uczyć” - to zdanie z początku.
Nauczyciele przez swoje przyzwyczajenia tworzenia tłustych sprawozdań, tłustych prezentacji, tłustych opinii, tłustych wniosków o awans, sam nie wiem jeszcze jakich innych tłustych rzeczy, robią sobie kuku.
Brakuje tu syntetycznego myślenia, kwintesencji.
Gdy zdejmą z siebie to co sami na siebie narzucili, czyli jałowe, tłuste, puste kalorie edukacyjne, to będą mieli ogromnie dużo czasu na jedynie uczenie w szkole.
A jest ono bardzo przyjemne. I uwierzcie mi, po 20 latach bycia informatykiem, 30 godzin pensum nie jest dla mnie kompletnie wyczerpujące.
Jestem nauczycielem z przypadku i patrzę na to świeżym okiem. Wybaczcie, że zbyt kategorycznym.
Marcin Stiburski - Szkoła Minimalna
Tak uczenie jest naprawdę przyjemne i jest tą czynnością, która nas wabi do tego zawodu. Mnie również. Całe życie pracowałem jako administrator sieci komputerowej w urzędach skarbowych i trochę jako serwisant różnych elektroniczno mechanicznych urządzeń, ale uczenie okazało się na tyle przyciągające, że rok temu zostałem nauczycielem.
Z racji tego, że nawet nie jestem nauczycielem stażystą, wybrałem szkołę bez karty nauczyciela. Jest publiczna, dzieci mają naukę bezpłatną, ale ja jestem zatrudniony zgodnie z kodeksem pracy.
I mam w tej chwili 30 godzin lekcyjnych przy tablicy (45min) i 3 godziny zegarowych dyżurów na przerwach, oraz prowadzę edukację morską w tzw zespole.
Tak, w sumie, to gdy popatrzę na mój plan, to jest jedynie 28 godzin zegarowych tygodniowo.
Plus jakieś 6 rad pedagogicznych rocznie, oraz 6 spotkań z rodzicami.
Wieczorami odpalam librusa i czytam korespondencję, która zwyczajowo nauczyciele lubią pisać popołudniami. Sam wysyłam jej trochę do rodziców i do tych nauczycieli, którzy pominęli sprawdzanie obecności w klasie, w której jestem wychowawcą.
Całe życie byłem przyzwyczajony do pracy 40 godzin tygodniowo oraz popołudniami do myślenia czasami o pracy.
I wiecie co.
Mimo, wszechobecnego chaosu w szkole, tysięcy papierów, zwyczajowego tworzenia dupochronów, opinii i orzeczeń uczniów, które się wylewają z segregatorów, to pracuję zdecydowanie lżej niż kiedykolwiek wcześniej.
A co słyszę w pokoju nauczycielskim? Że jestem frajerem, który wziął 30 godzin lekcyjnych na barki. Kiedy to ja będę miał czas na dom? Jakoś jest teraz 8 rano, a ja piszę ten wpis siedząc w domu z kawą, kiedy to kilka lat temu już od pół godziny świadczyłem pracę dla pracodawcy.
Gdy kilka dni temu, siedziałem w pokoju nauczycielskim o 16:10 (straszne!) i czytałem orzeczenia, wszedł jeden z nauczycieli i zagadał mi chyba zwyczajowo, jak to jest nienormalne pracować w szkole o 16, takie zwyczajowe narzekanie. Gdy odpowiedziałem mu, że czuję się wyjątkowo komfortowo, bo jeszcze nigdy w życiu nie wychodziłem tak wcześnie z pracy i przez dziesiątki lat o 16 robiłem ostatnie kopie zapasowe danych w urzędach skarbowych, to myślałem że ze zdziwienia zejdzie i będę musiał go reanimować.
Tak w szkołach jest za dużo chaosu, za dużo dupochronów, za tłuste są sprawozdania.
Nie wiem dlaczego, ale zdecydowana większość stosuje się do zasad opisanych we wpisie o dupochronach. Więcej kartek, więcej treści, grubsze segregatory. Wtedy docenią moją pracę.
Dla przykładu opiszę tu orzeczenia dzieci.
Orzeczenia opisują trudności edukacyjne dzieci i zalecenia. Niestety są pisane językiem beletrystycznym. Piszą je orzecznicy, którzy są mentalnie także nauczycielami.
I powstają tłuste segregatory po kilkadziesiąt stron dla jednego ucznia.
Uczniów z orzeczeniami i opiniami pedagogicznymi jest obecnie w szkole ok. 7% populacji. I w pokoju nauczycielskim jest ok. 10 naprawdę tłustych segregatorów zapisanych kartka w kartkę beletrystyką nauczycielską.
Jestem fizykiem, mentalnie technikiem. Naprawdę można o każdym uczniu z trudnościami napisać pół stronicową tabelkę zaleceń. Niech ta tłusta dokumentacja będzie u pedagoga szkolnego, ale dla nauczyciela, który uczy przedmiotu niech pozostaną równoważniki zdań, to i to i to jest niezbędne.
Wtedy i przyswojenie będzie skuteczniejsze i ogromna korzyść dla ucznia. A zamiast 10 tłustych segregatorów, będę miał do przeczytania 30 stron tabelek dla uczniów całej szkoły. I co najważniejsze, zapamiętam to i będę stosował.
A tak uprawiana jest fikcja przyswajania tej tłustej informacji i podpisywania tabelek na początku tych segregatorów przyjęcia ich treści do wiadomości.
„Jak bardzo chciałabym w szkole jedynie uczyć” - to zdanie z początku.
Nauczyciele przez swoje przyzwyczajenia tworzenia tłustych sprawozdań, tłustych prezentacji, tłustych opinii, tłustych wniosków o awans, sam nie wiem jeszcze jakich innych tłustych rzeczy, robią sobie kuku.
Brakuje tu syntetycznego myślenia, kwintesencji.
Gdy zdejmą z siebie to co sami na siebie narzucili, czyli jałowe, tłuste, puste kalorie edukacyjne, to będą mieli ogromnie dużo czasu na jedynie uczenie w szkole.
A jest ono bardzo przyjemne. I uwierzcie mi, po 20 latach bycia informatykiem, 30 godzin pensum nie jest dla mnie kompletnie wyczerpujące.
Jestem nauczycielem z przypadku i patrzę na to świeżym okiem. Wybaczcie, że zbyt kategorycznym.
Marcin Stiburski - Szkoła Minimalna