Checkpoint

Mamy w polskiej edukacji dwa państwowe punkty kontrolne, checkpointy, może trzy jeżeli uwzględnimy test gotowości szkolnej sześciolatka. Tymi dwoma punktami jest egzamin ósmoklasisty i egzamin maturalny. Ich cechą jest to, że są to egzaminy zewnętrzne sprawdzane w Okręgowych Komisjach Egzaminacyjnych.

Jak to z checkpointami bywa, na przykład w żeglarstwie, to najważniejsze jest aby je zdobyć, zaliczyć. Droga dotarcia do nich nikogo nie obchodzi.

Czy halsujesz w ten czy w tamten sposób, to ważne jest czy zdobędziesz checkpoint, a nie to jak do niego dopłynąłeś. Prosta droga nie zawsze jest najlepsza, gdyż można wyznaczyć ją przez oko cyklonu. A czasami warto zwolnić i obejść cyklon, zachowując życie załogi i gwarantując spokojniejszy rejs.

I tak naprawdę to samo dotyczy szkoły, mimo że się wydaje, że jest inaczej. Wydaje się nam, że pewne elementy szkolne są takie, bo takie być powinny. Mylimy się. System oczekuje od nas dotarcia do checkpointu i dokonania pomiaru. Nikt tej drogi dokładnie nie zdefiniował, nikt nie nakazuje poruszać się jedynej zatwierdzonym szlakiem. Możemy odważniej wybierać drogi, mimo że otoczenie widzi jedynie jedną tradycyjną drogę.

Otoczenie widzi roczniki, klasy, lekcje 45 minutowe, oceny po kilka w semestrze, oczywiście i same semestry także są tradycją. Otoczenie widzi, nauczyciela wykładowcę. Otoczenie widzi tradycyjnie dzwonki wiercące dziurę w mózgu, wywiadówki, rady rodziców i rady pedagogiczne.

To wszystko jest jedynie jedną z tysięcy możliwych dróg pomiędzy checkpointami. Tylko nam się wydaje, że to droga jedynie możliwa.

Zapytano mnie ostatnio, czy ucząc czwartą klasę matematyki, między innymi mnożenia w pamięci, pamiętam o dobrym przygotowaniu ich do egzaminu ósmoklasisty. Egzaminu, który odbędzie się dla tych dzieci za pięć lat. Już teraz powstaje lęk, bo może obecnie trochę dryfuję, może jest flauta, a może chcę odbić od kursu na checkpoint, aby zobaczyć piękną rafę kilka mil na zachód.

W naszych głowach, te wszystkie elementy systemu, które uznajemy za jedynie możliwe, stały się dla nas małymi checkpointami, które z księgową skrupulatnością chcemy odhaczać.

Czekający moich uczniów checkpoint jest za pięć lat. Pozwólmy płynąć do niego zgodnie z naszymi możliwościami, z możliwościami całej załogi i pogodą którą daje nam świat. A wtedy rejs nasz nie będzie orką na ugorze, a przyjemnością. Raz zdryfujemy, a raz pogonimy bo wiatry będą nam sprzyjać.

Tylko nie wariujmy i nie oceniajmy punktami każdej wachty, każdego halsu naszego jachtu w drodze do checkpointu.

Na początku wymieniłem elementy szkolne, które wydają się nam jedynymi możliwymi cechami szkoły. Może być inna droga na morzu edukacji, inna halsówka.

I tak, można uczyć w naturalnych grupach wielorocznikowych, dobierających się tematycznie, może być dowolna długość zajęć, może nie być ani jednej oceny, a te które są wymagane są zamienione zawsze na ocenę 6, może być nauka ciągła w ciągu całego roku, bez wydzielenia ferii i okresu wakacji, może nie być także nauczyciela, bo jego rolę może przejąć starszy kolega. Może nie być żadnych hałaśliwych urządzeń odmierzających jakiś rytm nauki. Może być ciągły kontakt z rodzicami, a wręcz współudział ich w nauczaniu dzieci.

To jedna z tysięcy możliwości.

Różnych możliwości w dotarciu do wyznaczonych checkpointów.

I życzę każdemu odnalezienia swojej własnej możliwej drogi, których na oceanie edukacyjnym jest nieskończenie wiele.

I nie mówcie mi, że się nie da. Bo już jest wystarczająco dużo przykładów tych co popłynęli inną drogą. I oni pokazali, że jest to możliwe i że nikt ich za taki wybór nie zastrzelił.

Marcin Stiburski

Szkoła Minimalna

Popularne posty z tego bloga

Świadectwo z czerwonym paskiem

Petycja ONLINE i petycja dla urzędu MEN

Co szkodzi w szkole?